Dla jednych "Paryż Wschodu" , dla innych – najbrzydsza stolica europejska. Z jednej strony godne uwagi zabytki, z drugiej - betonoza, szare blokowiska i szaleństwo kabli telekomunikacyjnych. Czy Bukareszt jest wart weekendowego city breaku?
Przyznam szczerze, że na tle niezwykle fascynującej Transylwanii z Drogą Transfogaraską i zamkami Drakuli na czele czy Marmaroszu z wesołym cmentarzem i drewnianymi cerkwiami, Bukareszt nie należy do rumuńskiego "must see".
Mimo wszystko, grzechem jest nie zobaczyć tej metropolii będąc w tym kraju! Szczególnie, gdy oprowadzi Was po mieście jeden najwspanialszych przewodników , Tomasz Ogiński! Polak, który od lat mieszka w Bukareszcie, który zna Rumunię lepiej niż sami Rumuni. Który o stolicy tego kraju opowie Wam z wielką pasją i sercem.
Historia nie oszczędzała Bukaresztu. Najpierw II wojny o niepodległość z Imperium Osmańskim, potem zniszczenia podczas II Wojny Światowej i liczne liczne trzęsienia ziemi aż w końcu rządy dyktatorskie Nicolae Ceaușescu (1967-89)
Jeśli już tu się znajdziecie, sami ocenicie, czy stolica Rumunii zasługuje jeszcze na dawne miano "Paryżu Wschodu", czy może to już tylko wspomnienie paryskiej architektury i bardziej szary, betonowy dwumilionowy moloch zwany "Ceaușescimą", nazwany tak z połączenia nazwiska największego niszczyciela tego miasta – dyktatora Nicolae Ceaușescu i japońskiej Hiroszimy (zniszczonej po zrzuceniu bomby atomowej w 1945 roku).
Do Bukaresztu najlepiej "przylecieć" na weekend. Tyle potrzeba czasu, aby zobaczyć jego najciekawsze miejsca. Inna opcja to tygodniowa objazdówka, które coraz częściej organizują do Rumunii polskie biura. Ja skorzystałem z jednej z nich, przygotowanej przez zielonogórskie biuro Exodus. Jej koszt, z pełnym wyżywieniem, transportem, ubezpieczeniem , noclegami w czterogwiazdkowych hotelach i pakietem wycieczek to ok. 3 tys. zł. Z kolei lot w dwie strony z polskich lotnisk do Bukaresztu to koszt od 535 zł wzwyż. No chyba, że złapiecie okazję. Promocyjne loty są niższe nawet o połowę!
Bukareszt rozrastał się przez wieki, bo władający nim Turcy zakazywali budowy murów obronnych. W pewnym momencie nie wiadomo było, czy to małe miasto, czy wielka wieś. Jak trafnie pisze Małgorzata Rejmer w znakomitej publikacji Bukareszt. Kurz i krew" – "ryzyko i tymczasowość wpisane jest w życie tego miasta".
Stąd Bukareszt to miasto o wielu twarzach, które w XIX wieku z wielkiej wsi przeistacza się w mały "Paryż Wschodu". Tu powstawały budowle na tych w Paryżu, z Łukiem Triumfalnym na czele, to tu też cała Europa przyjeżdżała na zakupy, zabawę i seks, co najlepiej oddają słowa słynnej polskiej piosenki z 1934 roku:
"Jak kochać, to Rumunkę w Bukareszcie. Jak szaleć, to w tym czarującym mieście. Ach, te Rumunki .Ich pocałunki. Z obcego kraju. Wprost do raju wiodą bram"
Z jednej strony imponujące kamienice z czasów belle époque (koniec XIX w. ), z drugiej ruiny, betonoza i systematyzm, brutalnie wprowadzony przez dyktatora Nikolae , który nakazał wyburzyć kilkanaście tysięcy budynków z różnych epok, aby postawić na nich betonowe potwory, z monumentalnym Domem Ludu na czele. W architekturze zaobserwujemy istny misz masz, jest tu trochę Paryża, ale i Korei w kiczowatej, rumuńskiej wersji, wszak to właśnie będąc w tym azjatyckimi kraju Ceaușcessu piał z zachwytu, widząc tamtejsze budowle.
Doskonale mogłem podziwiać tę architektoniczną mozaikę stojąc na dachu hotelu Razvan, w którym spędziliśmy nocleg w wygodnym, eleganckim pokoju, ze smacznym i różnorodnym śniadaniem, serwowanym na dachu hotelu. Tak więc, delektując się rumuńskim specjałami mogłem delektować się tym konglomeratem wielowiekowych wpływów i śladów kultur oraz historii: ormiańskich, tureckich, rumuńskich, żydowskich czy wreszcie tych związanych z rządami komunistów.
Niegdyś najbogatsza stolica bałkańska, miała też europejski rozmach. Tu przecinały się szlaki handlowe Europy i Lewantu, tu też miksował się świat turbanów, pachnideł i Zachodu, tu był styk kultur. Stąd też piękne budowle, które ostały się z "komunistycznego armagedonu": neoklasycystyczny budynek filharmonii, Ateneul Român czy Muzeum Narodowe w dawnym klasycystycznym pałacu. Bukareszt to oczywiście, również smaczna, rumuńska kuchnia, klimatyczne knajpki i restauracje. Bukareszt ma swoje blaski ale i cienie.
Jak każde miasto. Socjalistyczne, architektoniczne, grożące rozpadem koszmarki i szare, ogromne blokowiska. Największy koszmar to zwoje kabli! Zwisają nad ulicami w ogromnych ilościach. Z jednej strony dowiedziałem się, że to efekt lenistwa monterów kablówki i telewizji, z drugiej – działalności nielegalnych firm. Ale warto też zaznaczyć, że Rumunia ma jeden z najszybszych internetów na świecie!
Na zwiedzanie tego blisko 2-milionowego miasta przygotujcie sobie wygodne buty i butelkę wody, wszak atrakcje stolicy Rumunii znajdują się w różnych dzielnicach. Oczywiście, można skrócić sobie drogę, korzystając z komunikacji miejskiej: metra, autobusów lub tramwajów. Jeszcze inni wybiorą się na zwiedzanie elektryczną hulajnogą.
Absolutnie nie przyjeżdżajcie tutaj w lecie! Bukareszt leży na nizinie, w lecie są tu najwyższe temperatury w całej Rumunii. Moim błędem było zwiedzanie stolicy tego kraju w lipcu, szczególnie tych betonowych części miasta, w 40-stopniowym skwarze i duchocie. Szczególnie gdy co chwilę wychodzisz z klimatyzowanego auta czy autobusu, organizm przeżywa szok. Tak jak podkreślał nasz wspaniały przewodnik , Tomasz Ogiński – najlepszą porą jest wiosna lub jesień, a szczególnie początek listopada, gdy Bukareszt, tak jak zresztą cała Rumunia skąpany jest w żółto – brązowo – czerwonych kolorach.
10 rzeczy, które musisz zobaczyć w Bukareszcie:
Lipscani, czyli Starówka. Piętnastowieczną dzielnicę ze względu na liczne warsztaty, sklepy i piękne kamienice nazwano Lipscani, czyli Lipsk. Dziś o to reprezentacyjna część miasta, w której nasycimy się pięknem odrestaurowanych kamienic ale i tradycyjną, rumuńską kuchnią w licznych restauracjach. Lipscani to historia Rumunii w pigułce- począwszy od słynnego Vlada Draculi, przez Belle Epoque i ery komunizmu i rewolucji z 1989 roku.
To tu zobaczymy piękne gmachy Rumuńskiego Ateneum, Narodowego Banku Oszczędności, Narodowego Muzeum Sztuki, Centralnej Biblioteki Uniwersyteckiej czy Narodowego Muzeum Historii Rumunii a także Pomnik konny Karola I czy Rezydencję Zimową dynastii Hohenzollernów.
To tuż znajduje się jeden z najstarszych i najpiękniejszy kościół w mieście - Stavropoleos (z greckiego znaczy "miasto krzyż"), założony w 1724 roku przez greckiego mnicha o nazwisku Stratonikeas. Będąc w ruinie, miał pod koniec XX w. zostać rozebrany, ale uratowała go interwencja wybitnego rumuńskiego architekta Iona Mincu.
Cerkiew łączy elementy wielu stylów: renesansowego, barokowego, bizantyjskiego i islamskiego, który był charakterystyczny dla Wołoszczyzny w okresie dominacji osmańskiej . Jest również miejscem pochówku znanych rumuńskich poetów i pisarzy, w tym - Iona Luca Caragiale - po zamordowaniu przez komunistyczną tajną policję. To tutaj też Rumunii gromadzili ragmenty pięknych budowli ze zniszczonych na rozkaz Ceaușescu dzielnicy Uranus. Znajdują się tu też bogate zbiory książek i ikon obrazów. Turyści mogą zobaczyć wnętrza świątyni.
Na Starym Mieście musicie też podelektować się kawą w przepięknym pasażu Pasajul Macca-Vilacrosse.
Jego historia końca XIX w. Wtedy był łącznikiem największej ulicy w mieście - Calea Victoriei z Bankiem Narodowym. Wrażenie robi szklany, ozdobny sufit, który przepuszcza naturalne światło.
Na obiad polecam kolejna perełkę - restaurację Caru’ cu bere na Starym Mieście, w rejonie cerkwi Stavropoleos. Jej dzieje sięgają 1899 roku. Delektując się rumuńskimi specjałami będziemy mogli podziwiać oryginalne secesyjne dekoracje autorstwa wybitnego austriackiego architekta, Siegfrida Kofczinsky. Nawet jeśli nie chcecie tam nic zjeść, warto wejść choćby na chwilę, aby poczuć się w secesyjnym świecie z końca XIX w.
Alternatywą na oryginalne, rumuńskie dania a także piwo, jest słynna zabytkowa restauracja nazwie Hanu’ lui Manuc. To również najstarszy w Bukareszcie hotel, którego początki sięgają 1808 roku. Wtedy funkcjonował jako zajazd ze smacznym jadłem i domem publicznym. Bałkańska szlachta z różnych zakątków ściągała tu na strawę, nocleg, modlitwę ale i uciechy.
Każdy zajazd musiał spełniać cztery funkcje: hotelu, restauracji, domu publicznego i kaplicy. My tu wstąpiliśmy na kolację, którą umilił występ lokalnego zespołu i tancerzy. Hanu’ lui Manuc był też najważniejszym zajazdem, to tuż też odbywały się rozmowy pokojowe między Imperium Osmańskim a Carstwem Rosyjskim, kończącym w 1812 roku wojnę między tymi państwami.
Po drugiej stronie ulicy znajduje się Muzeum Starego Dworu (Curtea Veche) – pozostałości po średniowiecznej twierdzy hospodarów Wołoszczyzny. Swoją rozbudowę zawdzięcza Vladowi III Palownikowi, literackiemu pierwowzorowi Drakuli (1456-62). Jego brat, hospodar Radu Piękny przeniósł swą siedzibę, a tym samym stolicę Wołoszczyzny, z Târgoviște do Bukaresztu. Kolejni hospodarowie upiększali rezydencję, po czym od końca XVIII wieku zaczęła ona popadać w ruinę. Obok stoi cerkiew Św. Antoniego (najstarsza w mieście).
Największa "wizytówka" Bukaresztu to budynek Parlamentu czyli Dom Ludu to drugi, co do wielkości budynek administracyjny na świecie – zaraz po waszyngtońskim Pentagonie (pow. 365 tys. mkw.). Dla szalonej wizji Ceauşescu nakazał zrównanie z ziemią historycznej części miasta – Uranus, która już wcześniej ucierpiała po trzęsieniu ziemi. Żywioł był też pretekstem, aby wyburzyć jedną piątą miasta!
Aby ten marmurowy moloch mógł zostać wybudowany w 1980 roku, Ceaușescu nakazał zburzyć jedną piątą miasta i wysiedlić 40 tys. mieszkańców. Z powierzchni ziemi zniknęło kilkanaście tysięcy budynków, w tym wiele zabytkowych, w tym 22 cerkwie, 6 synagog i 3 kościoły. Ale to był dopiero początek szaleństwa. Dom Ludu był budowany w iście ekspresowym tempie, 24 godziny na dobę. Rumuńscy obywatele setkami ginęli z wycieńczenia. Wielu z nich zalano w fundamentach betonem....
W Domu Ludu wszystko miało być naj! Budynek odporny na największe trzęsienia ziemi, widoczny z każdego zakątka Bukaresztu. Do tego 110 pokoi, 480 żyrandoli, największy na świecie dywan... Szaleństwo. Nawet Ceauşescu nigdy nie był we wszystkich pokojach. Dyktator mieszkał w tym szpetnym molochu wraz z żoną Eleną aż do obalenia reżimu komunistycznego w 1989 r., kiedy oboje zostali rozstrzelani. Dziś ten architektoniczny potworek za 1,75 mld dolarów częściowo jest udostępniany turystom.
Częściowo, bo pałac jest siedzibą Izby Deputowanych (niższej izby parlamentu Rumunii) oraz Senatu (wyższej izby). Można zwiedzić fragmenty pałacu z przewodnikiem (bilet - 60 RON od osoby). Uwaga! Rezerwacji można dokonać wyłącznie telefonicznie w następujący sposób - tylko na jeden dzień przed wizytą, w ramach dostępnych miejsc, od poniedziałku do piątku w godzinach 09:00 – 16:00, pod numerami telefonów: +40 733 558 102 lub +40 733 558 103;. Więcej na stronie cic.cdep.ro.
Oprócz Dom Ludu powstały ogromne osiedla blokowisk, wzorowanych na koreańskiej architekturze, którą dyktator był zafascynowany od kiedy pierwszy raz wybrał się do tego azjatyckiego reżimu. Można powiedzieć, że z czasem Bukareszt przywdział „betonowy kostium komunistycznej Azji”.
Nie może Was zabraknąć na Placu Rewolucji (Piaţa Revolutiei). To miejsce szczególne dla Rumunów, bo symbolizujące zakończenie krwawej dyktatury w 1989 roku i początek wolności. To tu Ceaușescu zwołał wiec z udziałem ponad stu tysięcy osób , który był końcem jego szaleńczych rządów. Można tu zobaczyć takie miejsca jak Muzeum Sztuk Pięknych, Rumuńskie Ateneum, bibliotekę uniwersytecką, Pomnik Odrodzenia – upamiętniający ofiary Rewolucji rumuńskiej z 1989 roku oraz Pomnik Karola I.
Trzeba też zajść na Plac Uniwersytecki (Piaţa Universităţii) , wokół którego znajdują się perełki rumuńskiej architektury: najstarszych z uniwersytetów, stara cerkiew Trzech Świętych Hierarchów czy Teatr Narodowy. Bukareszt nie bez kozery był nazywany "Paryżem Wschodu". Miasto też ma swój Łuk Triumfalny, wybudowany na cześć zakończenia I wojny światowej i żołnierzy walczących w barwach Rumunii.
Spośród licznych w Bukareszcie parków, polecam Park Herăstrău, czyli blisko 200 hektarów zieleni wokół jeziora o tej samej nazwie. Warto tutaj też wsiąźć w łódkę i popłynąć do Muzeum Wsi. To najstarsze i największe muzeum na wolnym powietrzu w Rumunii. Znajdujące się tu stare domy,cerkwie czy zajazd zostały przeniesione z całego kraju.
Willa dyktatora przy Bulwarze Primaverii nr 50 to najlepszy przykład kiczu i braku gustu, ale i przepychu. Nicolae Ceaușescu mieszkał tu wraz z żoną Eleną oraz dziećmi – Zoe, Valentinem i Nicu. I właśnie jego luba zaprojektowała ten architektoniczny koszmarek.
Ceaușescu przez wiele pracował na wyrok przez rozstrzelanie.
Z jednej strony ograbił społeczeństwo z majątku, z drugiej – zrobił z niego niewolników. Wycieńczeni mężczyźni umierali przy budowie jego pałacu i Drogi Transfogaraskiej, kobietom nakazywał rodzić co najmniej czwórkę dzieci, zakazując aborcji i używania prezerwatyw. Rumunia stała więc fabryką dzieci. Gdy kraj zaczął popadać w gospodarczą ruinę, zamknął granice, paliwo, na półkach zaczęło brakować podstawowej żywności. Z drugiej strony – krajem o niesłychanym terrorze. Obywatele byli podsłuchiwani i skazywani na więzienie za często kuriozalne sprawy.
Nowsza Cerkiew św. Jerzego (Sf. Gheorghe Nou) to pozostałość po najstarszym zajeździe w Bukareszcie z początku XVIII w., który zniszczył pożar. To dziś mauzoleum jednego z największych władców Wołoszczyzny - Konstantyna Brâncoveanu, którego Turcy stracili w 1714 r. w Stambule wraz z czterema synami. Ich choć ich zwłoki zostały wrzucone do morza, ciało hospodara szczęśliwie odnaleziono, a jego żona, księżna Maria przywiozła je do Bukaresztu w 1720 r. Grób przykryła kamieniem bez napisu, by Turcy nie odkryli, kto jest w nim pochowany.
Koniecznie spróbujcie rumuńskiej kuchni!
Z zup hitem jest zupa fasolowa podawana w chlebie, czyli ciorbă de fasole cu afumătură. Z dodatkiem śmietany, jajkiem lub ostrej papryczki. Amatorom gołąbków polecam saramale - miniaturowe gołąbki zawijane w liście kapusty lub winogron. Niektórzy z Was słyszeli też o mamałydze – gotowanej w wodzie lub mleku mące kukurydzianej, którą je się np. z gołąbkami , paprykarzem czy twarogiem. Rumuńska kuchnia słynie też z kiełbasek mici , czyli mieszanki jagnięciny, wieprzowiny i wołowiny a także naleśników z bryndza lub kapustą, czyli plăcintă, A na deser koniecznie spróbujcie papanasi, czyli rumuńską bombę kaloryczną – pączki z konfiturami i śmietaną.
Comments